czwartek, 19 lipca 2012

Służba zdrowia: publiczna kontra prywatna

Dopadło mnie choróbsko. Nic przyjemnego, ale zdarza się. Trzeba przetrwać. We wtorek w pracy nagle temperatura mi skoczyła, dostałam dreszczy i każdy mówił, że wyglądam fatalnie. Wzięłam ibuprofen i poszłam do domu. Wieczorem czułam się jeszcze gorzej. Poprosiłam P. żeby zawiózł mnie do szpitala.
Na izbie przyjęć od początku zakładali, że jestem turystką i na pewno nie mogą mnie przyjąć. Mocno się zdziwili, że posiadam wszystkie wymagane dokumenty. Dostałam numerek i czekałam na swoją kolejkę ponad pół godziny. W tym czasie odesłali ponad 10 osób. Bo to jest szpital publiczny i trzeba mieć wszystkie papiery portugalskie, a nie jakieś zagraniczne ubezpieczenia.
Lekarz okazał się Rosjaninem, kompletnie nieznającym języka angielskiego. Portugalski znał średnio. Powoli częściowo po polsku, częściowo po portugalsku wyjaśniłam mu, co mi dolega. Słuchał mnie uważnie, tak mi się zdawało. W ogóle mnie nie zbadał. Ostatecznie dał mi receptę na ibuprofen!!! Mam to w domu i naprawdę nie potrzebowałam jechać 20km do szpitala, tylko po to, żeby dał mi na to receptę. Gdy zapytałam się, czy w takim stanie mogę w ogóle pracować, odpowiedział że oczywiście. Wiele osób przyjeżdża tu pracować na czarno. Gdy próbowałam mu wyjaśnić, że ja tu już kilka lat mieszkam, że pracę mam legalną i wszystkie papiery. Uśmiechnął się do mnie i powiedział, że jak wezmę ibuprofen na noc, to rano mogę iść do pracy. Wkurzył mnie totalnie. Wzięłam tą receptę i poszłam do recepcji po pieczątkę. Tu kolejny raz się zdziwiłam. Wizyta w publicznym szpitalu kosztowała mnie 15 euro. Taka kwota za wypisanie recepty na coś, co sama bym i tak wzięła. Zapłaciłam i wyszłam, mówiąc do P., że więcej tu nie wrócę.
Całą środę przespałam. O pójściu do pracy nie było mowy. Rano obudziłam się tylko, żeby coś zjeść, wziąć kolejny ibuprofen i ponownie wrócić do łóżka. Zadzwoniłam do kadr, żeby poinformować o mojej chorobie i zapadłam w sen.
Obudziłam się dopiero po 17, czułam się wciąż fatalnie. Coś mnie tknęło, żeby sprawdzić swoją polisę. Nawet nie wiecie jak bardzo się ucieszyłam, gdy wyczytałam tam, że moja polisa obejmuje również "nagłe zachorowanie". Od razu zadzwoniłam na infolinię, a bardzo miły pan przyjął moje zgłoszenie. Po 15 minutach oddzwonił mówiąc gdzie i o której godzinie mam się zgłosić. Jak się okazało, mój ubezpieczyciel ma umowę z pobliską prywatną kliniką, do której mam piechotą 5 minut. Miły pan poinformował mnie, że w ramach mojej polisy zostanę obsłużona całkowicie bezgotówkowo, a oni już między sobą dopełnią wszelkich formalności.Pytał też, że potrzebuję transportu do kliniki, bo w ramach polisy może mi zostać opłacona taksówka. Nie było takiej potrzeby, ale świadomość posiadania takiej opcji daje człowiekowi poczucie komfortu.
Dziś rano kompletnie straciłam głos. Udałam się we wskazane miejsce o określonej porze. Zgłosiłam się w recepcji. Młoda dziewczyna uśmiechając się do mnie zaprowadziła mnie do salonu, bo poczekalnią ciężko to było nazwać. Woda i herbatki ziołowe do wyboru, cukierki z witaminami dla dzieci. Wygodne fotele, ciepło ale nie duszno. Na stojaku gazety w kilku językach. Przyszła do mnie pani doktor - Niemka. Zaprosiła do gabinetu. Dokładnie zbadała.  W efekcie dostałam receptę na antybiotyk i zwolnienie lekarskie do końca tygodnia.
Nigdy nie lubiłam publicznej służby zdrowia. To jak zostałam potraktowana w publicznym szpitalu i w prywatnej klinice pokazało mi, że warto zainwestować w prywatne ubezpieczenie by być leczonym w godnych, komfortowych warunkach przez kompetentnych lekarzy.
Jeśli ktoś żyje w obłudzie, że skoro płaci się podatki, to państwo powinno zapewniać opiekę, gratuluję ślepej wiary. Ja jednak wolę, żeby o moje zdrowie zadbała fachowa opieka medyczna.

4 komentarze:

  1. Hmm skąd ja to znam....Smutna prawada

    OdpowiedzUsuń
  2. ja na temat służby zdrowia to nawet nie chce sie wypowiadac! szkoda słów ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Posiadanie prywatnego ubezpieczenia zdrowotnego może tanie nie jest, ale w rozliczeniu taniej wychodzi. I mniej nerwów człowiek traci. Zdrówka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdecydowanie mniej nerwów. Lekarze mają przede wszystkim nie szkodzić. Tylko szkoda, że pamiętają o tym dopiero jak im się więcej zapłaci.

      Usuń