niedziela, 22 lipca 2012

Akcja: Kolacja - Podsumowanie

Przez tą moją chorobę całkowicie zapomniałam, by opisać moją polską kolację, którą się tak strasznie stresowałam.

P. tego dnia pracował, ja miałam wolne. Gdy przyjechał do mnie, ja jeszcze kończyłam gotować. Przyniósł wino, naprawdę dobre. Ona zna się na winach, co do tego nie miałam żadnych wątpliwości.

Usiedliśmy do stołu. Zaczęło się w porządku. Zupa naprawdę mi się udała. Taka jaką robi moja babcia :) Z grzankami super smakowała. Początkowo delikatna w smaku, a z każdą kolejną łyżką była coraz bardziej pikantna. P. zachwalał, ja dumna. Początek super.

Gdy na stole pojawiło się danie główne, czyli pierś z kurczaka, kopytka i surówka, wiedziałam ciekawość w jego oczach. Nałożył sobie na talerz najmniejszy kawałek kurczaka jaki w ogóle można było znaleźć w półmisku, dwie pieczarki, trzy kopytka i małą łyżeczkę surówki. Spojrzałam na niego i zapytałam, czy żartuje. Powiedział, że najpierw chce sprawdzić smak potrawy. Byłam w takim szoku, że nie wiedziałam jak się zachować. Zamurowało mnie dosłownie. Patrzyłam na niego, jak z precyzją chirurga rozkraja poszczególne składniki dania. Jak wącha sos do mięsa, surówkę. Jak bierze do ust małe kęsy i dokładnie przeżuwa.

Czułam się jak na jakimś konkursie kulinarnym. Nic nie komentował, jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Po raz pierwszy stwierdziłam, że ten człowiek mnie przeraża.

Gdy skończył ten swój rytuał, uśmiechnął się i zaczął komentować. Bardzo dobrze usmażone mięso, delikatne i soczyste. Sos pieczarkowy go zaskoczył, bo nie był z torebki. Zaczął się mnie pytać o użyte przyprawy, udało mi się odpowiedzieć, że to polska tajemnica i nie zdradzę mu swoich kulinarnych sekretów.
Kopytka go rozczarowały, a w życiu nie jadł pora na surowo, podszedł do niego sceptycznie, a jednak podoba mu się ten smak.

Ja wciąż patrzyłam na niego wielkimi oczami i nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. W końcu on pocałował mnie w rękę, zaczął nakładać sobie na talerz porządną porcję i uśmiechając się rozpoczął swoją opowieść.

Otóż P. do tej pory nie miał okazji mi powiedzieć, że przez kilka lat pracował w gastronomii. Wiedziałam, że był na kilku zagranicznych kontraktach, ale że w gastronomii??? Nauczył się wtedy wiele, a jego smak został wyczulony. Wiedziałam, że za granicą nauczył się wiele o winie, ale jakoś nie przyszło mi do głowy, że AŻ TAK go tam przeszkolili.

W końcu oboje zjedliśmy kolację, chociaż ja w tym szoku już nie miałam szczególnie apetytu.  Deser na szczęście mu smakował. Spróbowałby powiedzieć inaczej! Kto by tam nie lubił ciasta czekoladowego i lodów?

W zasadzie cały wieczór byłam w szoku. Pamiętam, że w żartach powiedziałam mu, że następnym razem to on gotuje. Przyjął wyzwanie, w najbliższy weekend to on będzie gotował. A ja, mimo że lubię gotować, jakoś totalnie straciłam motywację do tego.

2 komentarze:

  1. Spoko , głowa do góry . Myślę że polskim jedzeniem nie raz go zaskoczysz :) Powodzenia .

    OdpowiedzUsuń
  2. Umarłabym ze strachu na Twoim miejscu!
    Ale gratuluję! :)

    OdpowiedzUsuń