niedziela, 15 lipca 2012

Bo zupa była za słona...

Cały dzień chodzę zestresowana i jednocześnie podekscytowana. Wieczorem przyjdzie do mnie P. Spotykamy się od ponad 2 miesięcy, ale dopiero teraz po raz pierwszy zaprosiłam go do siebie.
Moja przestrzeń, jak sama nazwa mówi, jest moją przestrzenią i raczej nie wpuszczam tu nikogo. Relacja z P. rozwinęła już się do tego stopnia, że kolacje w restauracjach już nam się przejadły. Odbiło się to też po kieszeni obojga z nas, bo za mnie facet może zapłacić - od czasu do czasu. Więc nie raz, nie dwa zdarzało się, że to ja płaciłam rachunek.
Niedziela mija mi w kuchni. Nawet nie wiecie jak ciężko jest wymyślić fajną kolację. Na dodatek musi to być coś polskiego, ale nie żadne gołąbki czy pierogi, bo w takie rzeczy to ja się nie bawię. Nie mam do tego cierpliwości. Musi to być coś w miarę prostego, ale efektywnego. Coś co nie spowoduje niestrawności, a z moimi zdolnościami kulinarnymi to różnie bywa... czasem coś przesolę, czasem coś spieprzę... jednak do tej pory mam na koncie zero zatruć, zero ofiar śmiertelnych, a przynajmniej żadnych informacji na ten temat nie posiadam.
Wracając do kolacji. Długo zastanawiałam się, co by tu zrobić. Jego gusta znam już trochę z tych wszystkich wyjść do restauracji. Wiem co uwielbia, a czego nie znosi. To niby zawęża pole poszukiwań kolacji idealnej, ale jednocześnie utrudnia zadanie.
Ostatecznie w dzisiejszym menu znalazły się:

Pikantna pomidorowa zupa krem z grzankami z zapieczonym serem

Pierś z kurczaka w sosie pieczarkowym z kopytkami i surówką z pora i marchewki

Gorące ciasto czekoladowe z lodami

Jak przeżyję dzisiejszy wieczór, to mogę podzielić się przepisami, ale teraz uciekam się szykować. Trzeba się ogarnąć i z kucharki przeobrazić się w damę.

1 komentarz:

  1. Opisz później wszystko dokładnie. Życzę udanej kolacji. :)

    OdpowiedzUsuń