niedziela, 23 września 2012

Proszę państwa, mamy skandal

No i wydało się. Już wszyscy w pracy wiedzą o mnie i P. O ile pracownicy przyjęli to na luzie, bo podobno i tak było po nas widać, to jednak kadra wyższa jest w szoku...
Najlepsza była reakcja szefowej, że ona o tej współpracy małżeńskiej to tak żartowała, a tu my to na poważnie wzięliśmy...
Jej bezpośredni przełożony jest delikatnie mówiąc, porządnie wkurzony. Mnie akurat tego dnia w pracy nie było. P. odbył z nim poważną rozmowę. I to P. podyktował mu warunki. Do tej pory nikt nie mógł nam zarzucić braku profesjonalizmu. Próbują się do nas dobrać. Sprawdzili nasze bilingi, naszą pocztę służbową. Dosłownie pełna inwigilacja. Ale wszystko zawsze było na czas zrobione, wszystkie raporty szczegółowo opisane. Dostaliśmy "kolegę" do pomocy, czyt. kontroli. Do końca projektu będzie nas "wspierał". Oczywiście zostaliśmy poinformowani, że jeśli oboje zostaniemy w firmie, to na pewno nie będziemy pracowali w działach, które by się ze sobą jakoś wiązały. Ciekawa jestem jak oni to sobie wyobrażają.
Wkurzyli nas też porządnie tą inwigilacją. Przecież jest tyle par w pracy, w bezpośrednim podporządkowaniu hierarchicznym, ale to nas się czepnęli, ludzi na identycznych pozycjach.
Zaczęliśmy już szukać innej pracy. W Polsce :) P. jest zachwycony po ostatniej wizycie. Już kompletujemy nasze CV i zamierzamy aplikować. Znaleźliśmy kilka interesujących nas ofert :)

piątek, 21 września 2012

Wszystko wskazuje na to, że...

Wczoraj zaczęłam się zastanawiać, kiedy ja ostatni raz miałam okres. Czas mi strasznie szybko mija, dużo pracy, dużo stresu, podróże... zdawałam sobie sprawę z tego, że się opóźnia, ale nie zwróciłam uwagi jak bardzo. Więc policzyłam, że ostatni raz okresu dostałam w lipcu, kiedy spanikowany P. kazał mi robić test dzień wcześniej. Cholera, minęły prawie 2 miesiące, a tu ani widu, ani słychu, nic nie wskazuje na to, żeby coś miało się pojawić.
W dodatku wczoraj w pracy dopadł mnie silny ból głowy. Wzięłam lek przeciwbólowy, ale nic nie pomogło. W dodatku zrobiłam się blada, słaba i zaczęło mi się chcieć wymiotować. Poleciałam do łazienki. Koleżanka, która przyszła sprawdzić czy wszystko ze mną w porządku od razu zapytała, czy nie jestem w ciąży. Od razu jej zaprzeczyłam, ale zaczęłam o tym myśleć.
P. odwiózł mnie do domu i został ze mną do rana. Jak tylko znalazłam się w swoim łóżku, od razu zasnęłam. Dopiero rano mogliśmy porozmawiać. Powiedział mi, że nie spał pół nocy, zastanawiał się nad tym wszystkim i w zasadzie to on chciałby mieć dziecko. Zamurowało mnie. Ten, który 2 miesiące wcześniej panikował, że nie jest gotowy na dziecko, nagle stwierdził że jednak... Patrzyłam na niego jak na kosmitę. Gdy chciałam sobie zrobić kawę, powiedział, że nie powinnam, bo możliwe że szkodzę dziecku. Odpowiedziałam mu złośliwie, żeby przestał tak żartować i zapytałam, czy już imię wybrał. A on z tym wspaniałym uśmiechem zakomunikował mi, że już myślał o tym i jest kilka, które mu się podobają. I znowu zrobiło mi się słabo, znowu zaczęło mnie mdlić. Nic mu nie powiedziałam o tym i poszłam szykować się do pracy.
W pracy czułam się fatalnie. Co chwilę było mi na przemian gorąco i zimno, cały dzień mnie mdliło. I w którymś momenie, sama nie wiem dlaczego, zaczęłam obserwować przez okno kobietę z małym dzieckiem. Bezwiednie położyłam rękę na brzuchu i cholera, popłakałam się. Uświadomiłam sobie, że tak naprawdę to ja też chcę mieć dziecko. Emocjonalnie i fizycznie jestem na to gotowa. Ekonomicznie też byśmy sobie poradzili. Tylko czy to nie za wcześnie? Ile my się znamy? To znaczy, możliwe że już jest po fakcie i to moje gdybanie na wiele się nie zda. Jednak jeśli nie jestem w ciąży, a P. nadal będzie miał takie nastawienie, to nie widzę żadnych przeciwskazań, żebyśmy nie mieli zacząć się starać.
W każdym razie jak na razie wszystko wskazuje na to, że prawdopodobnie jestem w ciąży... a przynajmniej chciałabym być.

środa, 19 września 2012

Bo przy tobie pragnę być...

Wróciliśmy do Portugalii. Z jednej strony cieszę się, a z drugiej jestem zaskoczona własnymi reakcjami. Spędziliśmy z P. kilka wspaniałych dni w Polsce. Po załatwieniu spraw służbowych byliśmy po prostu turystami. Ja na nowo odkrywałam dawno nieodwiedzane miejsca, on wszystkim się zachwycał. No może nie wszystkim. Nie jest fanem kiszonych ogórków ani kiszonej kapusty. Rozsmakował się w polskich piwach.
Przez cały czas praktycznie się nie rozstawaliśmy. Razem zwiedzaliśmy, razem jedliśmy, razem spaliśmy. Razem odpoczęliśmy. Tym trudniej było wrócić do Portugalii.
Podróż to kolejna historia. Nie ma, po prostu nie ma bezpośrednich lotów wśród tanich linii lotnicznych na trasie Polska - Portugalia. Co Ciekawe, są takie loty do Oslo! Przecież Oslo jest jeszcze dalej niż Polska.
Zmęczeni podróżą po prostu zasnęliśmy u niego. Jednak dopiero gdy wróciłam do siebie, uświadomiłam sobie, że wcale powrót mnie nie cieszy. Moje cztery kąty wydały mi się takie obce i puste. Bardziej niż nigdy brakuje mi P.
Powrót do pracy wcale nie był przyjemny. Najchętniej zostałabym w domu, ale świadomość że P. tam będzie, pomogła mi się zebrać w sobie.
Ja po prostu tęsknię za nim. W każdej sekundzie gdy nie jest przy mnie. Czekam aż znowu go zobaczę, chociaż przez moment. Tęsknię, oszalałam, zwariowałam. Każdego dnia zakochuję się od nowa, każdego dnia coraz mocniej.
I mimo tego szaleństwa, jestem szczęśliwa :)

sobota, 8 września 2012

W pogoni za terminami

Taki miałam ostatnio natłok zadań, że nie udało mi się znaleźć ani chwili, by coś wam tu napisać.

W tamten poniedziałek byłam w Lizbonie, czekałam na lotnisku z tabliczką, tak jak zaplanowałam. P. jak tylko wylądował, próbował do mnie dzwonić. Odrzuciłam połączenie i napisałam smsa, że nie mogę rozmawiać, ale odezwę się jak tylko będę mogła. Hihi... zastosowałam taką samą strategię jak on wobec mnie.
Gdy zobaczyłam go wśród tłumu, akurat rozmawiał z kimś przez telefon. Rozglądał się wokół szukając kierowcy z naszą firmową tabliczką. Gdy zobaczył mnie wśród czekających, zaniemówił z wrażenia. Od razu się uśmiechnął, zakończył rozmowę i po chwili już był przy mnie.
Mruknął "mogłem to przewidzieć" i zaczął mnie całować.
I cholera się popłakałam. Tęskniłam za nim strasznie. Gdy wyczuł moje łzy na policzkach, przestał mnie całować, wytarł swoimi palcami moje łzy i powiedział:
- Nie płacz, bo makijaż Ci się rozmaże, a wtedy nie będę mógł się chwalić, że przyjechała po mnie seksowna szoferka.
Uwielbiam jego poczucie humoru.
Spędziliśmy super popołudnie w Lizbonie. Z tej radości uśmiech nie schodził z mojej twarzy. Wciąż zakochuję się w nim od nowa. Jestem z nim szczęśliwa i widzę, że on też jest ze mną szczęśliwy.

A co w pracy? Zamykaliśmy jedną część naszego projektu. Od rana do nocy w biurze i terenie. Gdy w końcu udawało nam się spotkać po pracy, po prostu zasypialiśmy, a kolejnego ranka znowu pędziliśmy do pracy.

Dodatkowo doszło zamykanie mojego polskiego projektu. Ledwie się wyrobiłam, P. pomagał mi analizować statystyki. Raport został skończony, wysłany, wydrukowany i czeka na oficjalne podsumowanie. Ja już przyleciałam do Polski. Co ciekawe, dostałam nawet ten sam pokój, co ostatnio :) P. przylatuje we wtorek, a w piątek razem zamykamy projekt.

I już zaraz praktycznie połowa września... Jak ten czas szybko leci...